Wyprawa do magicznego Erice. Poranek i deszcz. Pierwszy paraliż z nieplanowanym załamaniem pogody.
Trzeba to obgadać, najlepiej przy śniadaniu. A śniadanie w hotelu Le Zagare w Castellammare del Golfo, jest wprost przepyszne (nie typowo włoski suchar, rogal i kawa) – pyszne sery, świeżutkie pomidorki, ożywcza kawa i owoce. Dużo owoców.
W ogóle miejscówka przednia i gorąco rekomenduję ten rodzinny, ciepły hotel. Bo oprócz uprzejmości dają nam fantastyczny serwis.
Jedziemy do Erice, miasta średniowiecznego położonego na szczycie góry, niedaleko Trapani.
Ciągle pada i to jedyny minus odbierający przyjemność przebywania tutaj.
Na górę można dostać się na piechotę, kolejką górską lub wjechać samochodem. Z racji fatalnej pogody wybieramy opcję samochodem na samą górę.
Przed główną bramą – Porta Trapani, prowadzącą do miasta, znajdują się płatne parkingi. Dalej już tylko na piechotę.
Dla rządnych wrażeń i nienasyconych tajemnicami Erice, rekomenduję kupno biletu na kilka obiektów (wychodzi taniej).
Ja jakoś ani nie mam nastroju na kolejne świątynie, ani nie cieszę się byciem w deszczowym i mrocznym Erice.
Bo jaka to przyjemność zwiedzać taką perełkę w deszczu?
Trochę jestem na początku zawiedziony Erice. Znajomi, którzy tutaj byli i mocno mi rekomendowali to miejsce, narobili mi smaku i oczekiwań do efektu WOW.
Pewnie w normalny, słoneczny dzień tak by było, ale zrządzenie losu tak pokierowało pogodą, że z całego mojego pobytu w ten dzień miało padać.
Jest 26.05.2015 roku – Dzień Matki.
Wśród grupy panuje poruszenie, każdy próbuje dodzwonić się z życzeniami do swojej rodzicielki. Ja w myślach spoglądam w niebo i prowadzę dialog ze swoją ukochaną mamą.
Mimo ciężkich, szarych chmur, mgły i deszczu zaczynam czuć klimat i moment tego miejsca. Miejsca, gdzie Elymowie, pierwsi tajemniczy mieszkańcy wzgórza, żyli i wprowadzali skutecznie kult bogini płodności. Może to właśnie o to chodzi??
Wchodzę do kościoła Chiesa Matrice – XIV wiecznej i najstarszej świątyni w Erice. Zachwyca z zewnątrz i wciąga, aby odkryć ją wewnątrz. Zewnątrz średniowieczna, kamienna budowla, sroga i klasyczna, wewnątrz piękne, ażurowe zdobienia, zapierające dech w piersi.
Coś do mnie woła (czuję to), zapalam świeczkę i kontynuuję rozmowę z górą.
Druga, trzecia świeca zaczyna płonąć i już jest mi lepiej. Moment zazdrości (że nie mogę już usłyszeć jej głosu) przechodzi w błogi stan ukojenia.
Wychodzę z kościoła i kieruję się do Castello de Venero, zbudowanego na gruzach świątyni Wenus. Spoglądam w niebo, zamykam oczy i mimo panującej szarugi czuję ciepło promieni słonecznych na twarzy. Drobne kropelki deszczu spadają na moje czoło a ja z wysuniętą do nieba głową stoję i rozmawiam w myślach z górą.
Słyszę gdzieś w oddali zawiedzione głosy moich przyjaciół, że nie zobaczą tych cudownych widoków, panoramy rozciągającej się z magicznego Erice. Promienie, których doświadczam tylko ja, nasilają się i coraz mocniej słyszę szept mojej mamy.
Mam kilka spraw, które ciążą mi od jakiegoś czasu i spędzają sen z powiek. Finalnie załatwię je sam, ale lekka pomoc z góry, wpływająca na konkretnych ludzi się przyda.
Siła promieni słonecznych, odczuwalnych tylko przeze mnie tutaj w Erice, osiąga apogeum. Magiczne Erice zaczyna swoją mocą dopełniać chwili, która za chwilę wprawi nas w osłupienie.
Nagle, jak za dotknięciem różdżki, zrywa się wiatr a potężny dywan ciężkich chmur, jak Morze Czerwone, rozstępuje się tylko wprost przed nami, ukazując piękny widok okolicy, oświetlonej promieniami słońca.
Stoję jak zaczarowany, łzy spływają mi po policzkach, patrzę i jednocześnie czuję obok obecność mojej mamy.
Magia Erice zadziałała. Podobnie jak 4 lata temu w Portugalii, zwiedzając Sintrę. Dokładnie zdarzyła się identyczna sytuacja.
Spektakl nie trwa długo. Po 1 minucie chmury gwałtownie zlewają się, zamykając piękny widok.
Już wiem, że będzie dobrze.
Wszystkiego najlepszego w Dniu Matki. Kocham Cię mamo.
26.05.2015 roku w Magicznym Erice odkrył przede mną swoją potęgę i magię. Teraz rozumiem to miejsce.
P.S.
Następnego dnia otrzymałem wiadomość na którą czekałem od kilku miesięcy. W końcu finał sprawy, która zamknie pewien rozdział.
Pingback: Castellammare del Golfo - raj utracony? - Julek w podróży | Julek w podróży()